wtorek, 6 września 2011

Wywiad z Przemasem

Rozmowa z pomysłodawcą i organizatorem Przemyskiej Sceny Niezależnej Przemysławem Grządzielem przeprowadzona przez Agnieszkę Marcińczak ("Konik Polny, wrzesień 2011).

Tekst wywiadu dostępny również pod adresem: http://konikpolny24.pl/2011/09/07/przemyska-scena-niezalezna/


Agnieszka Marcińczak: Przemyska Scena Niezależna to wspaniała inicjatywa. Skąd wziął sie pomysł na to przedsięwzięcie??

Przemysław Grządziel: Ze sceną muzyczną, nie tylko tą przemyską, jestem związany od dawna. Przez kilka lat prowadziłem management kilku zespołów, organizowałem mniejsze i całkiem duże koncerty w całej Polsce. Swoje doświadczenia postanowiłem przenieść na przemyski grunt. Przerażała mnie jakaś taka nasza lokalna niemoc, niewiara, że można coś pozytywnego osiągną czy zorganizować. W opiniach wielu młodych mieszkańców Przemyśla, które można usłyszeć w bezpośrednich rozmowach jak i wypowiedziach na forach internetowych, przeważało zniechęcenie, rozczarowanie i żal skierowany do instytucji kulturalnych, miasta, właścicieli klubów, wszystkich świętych, że „nic tu się nie dzieje”, że nikt nie dba o ich potrzeby rozrywki. Z drugiej strony były też zespoły, nasze lokalne bandy, którym w większości nie dane było wystąpić przed przemyską publicznością, zaistnieć, pokazać swoje dokonania. Okazało się, że jest ich całkiem sporo, że grają wspaniałą muzykę, tylko że podobnie jak potrzeby fanów muzyki tej mniej grzecznej i pokornej zamieciono ich pod dywan. Powołałem do życia projekt, który miał na celu uświadomienie tych potrzeb, coś jak pobudka „Halo! Obudźcie się! W tym mieście mieszkają młodzi ludzie, którzy potrzebują koncertów! W tym mieście istnieją świetne zespoły, które te koncerty mogą zagrać!”. Postanowiłem wypełnić tą pustkę, na miarę naszych czasów, na miarę moich możliwości, konsekwentnie i mozolnie realizując to co założyłem i pokonując kolejne bariery i uprzedzenia, które wydawały się niemożliwe do przebycia.

A.M.: W tym roku odbył się drugi finał, więc można się pokusić o małe podsumowanie. Co udało się zrobić przez te dwa lata dla przemyskiej muzyki?

P.G.: Przede wszystkim, dzięki projektowi Przemyska Scena Niezależna, nasze zespoły przestały być anonimowe i nieznane. Wyciągnąłem te nasze muzyczne, czasem nieoszlifowane jeszcze, diamenty z czeluści ziemi i pokazałem ludziom, że u nas gra się świetną muzykę. Te dwa lata to m.in. seria klubowych koncertów, zakończonych głośnym Finałem na dużej scenie na przemyskim Rynku. Wszystkie działania wsparłem potężną kampanią promocyjną, od serii artykułów, wywiadów i recenzji w prasie, przez audycje radiowe i reportaże telewizyjne, nawet produkcja teledysków, o działaniach internetowych nie wspominając. Dla wielu z zespołów były to pierwsze kontakty z mediami. Narobiliśmy mnóstwo szumu i PSN stało się znaną i rozpoznawalną marką. Mylą się ci, którzy utożsamiają PSN tylko z naszym lokalnym podwórkiem. W miarę możliwości starałem się pokazywać nasze zespoły w innych miastach a nawet zagranicą, np. zabrałem kilka bandów na festiwal „Fort Missia” na Ukrainie, gdzie graliśmy podczas dwóch edycji. Wspomnę też niesamowitą kilkunastodniową trasę koncertową po całej Ukrainie (plus Węgry) jednego z naszych zespołów. Myślę, że te działania dodały pewności tym zespołom, umocniły wiarę, że to co robią ma sens i że komuś na nich zależy. Całość honorarium z koncertów lub jakiekolwiek fundusze jakie udało mi się pozyskać przekazywałem zespołom, by mogły np. opłacić sobie wynajem sali na próby, dołożyły sobie do studia nagraniowego czy zakupiły sprzęt muzyczny. Jeden z zespołów dzięki temu np. stworzył sobie swoją własną salę prób. PSN to nie tylko działania muzyczne, np. taki „Nakręcony Przemyśl” – był konkursem skierowany do niezależnych twórców filmowych. Sukcesem PSN jest również publiczność, która jak do tej pory nigdy nie zawiodła. Te dwa lata to mnóstwo działań, trudno je teraz wszystkie wymienić, ale z tym co udało się osiągnąć jak i z planami na przyszłość możecie zapoznać się na stronie: http://przemysl-niezalezni.blogspot.com/

A.M.: W imprezie biorą udział przeważnie zespoły tzw."Mocnego uderzenia", czy to jest zasada? Czy po prosu takie się zgłaszają?

P.G.: Po szyldem Przemyskiej Sceny Niezależnej grają różne zespoły, prezentujące bardzo zróżnicowaną czasem bardzo odległą od siebie muzyczną stylistykę. Bardzo upraszczając, generalnie jest to jednak muzyka rockowa, z tym że mająca różne oblicza: poczynając od ska/reggae, punka, rocka, blues/rocka, heavy czy nawet death metalu. Taką muzykę zespoły grają a nasza publiczność to właśnie w nich kocha i co ja mam biedny miś z tym począć?

A.M.: Co to znaczy zespół niezależny?

P.G.: Dobre pytanie, bo Czytelnikom określenie zespół niezależny skojarzy się pewnie z grupką robiących w garażu hałas małolatów, niezrozumiałymi dźwiękami i jeszcze mętniejszą warstwą liryczną, haha. Dla mnie niezależność w muzyce to przede wszystkim wolność tworzenia i szczerość przekazu. To zespoły, które grają bezkompromisową, czystą i prawdziwą gitarową muzykę, wychodząc poza ramy tego co media i instytucje kultury uznały za jedynie słuszną wizję kultury. To one zabijają wolność, promując kiczowatą muzyczną papkę dla mas wmówiły ludziom czego należy słuchać, by być „trendy” lub na „topie”. Wmówiono masom, że „rock and roll umarł”, co jest częściowo prawdą, bo zabito go w mediach, gdzie trudno już dziś uświadczyć dobrej muzyki, teledysków, koncertów. Cały dzisiejszy przemysł muzyczny to fabryka gwiazd, gwiazdeczek i celebrytów, a nie muzyków. Temu wszystkiemu przeciwstawiam swoich „niezależnych”, stąd moje hasło „Rock’n’Roll zamiast Rotfl’n’Lol”, gdzie te wszystkie „rotfl’e”, „lol’e”, niezrozumiałe skróty i emotikony, które w Internecie zastąpiły polską mowę są dla mnie synonimem kiczu, który zastąpił w mediach szczerą muzykę. Do takiego obrazu przyłożyły się również instytucje kulturalne, które muzykę rockową bądź metalową, zepchnęły w niebyt. Tam rozbrzmiewa jazz, muzyka klasyczna czy folklor, pozostałe gatunki muzyki nie mogą raczej liczyć na wsparcie. Nie dostrzega się lub udaje, że nie widzi zapotrzebowania na „niepokorne dźwięki”, a ono jest – skoro moimi koncertami potrafiłem zapełnić całe sale podczas koncertów klubowych podczas pierwszego Finału PSN przemyski Rynek, trudno mówić o braku zainteresowania. Muzyka „niezależna” nie jest domeną tylko nastolatków, skoro na te koncerty przychodzą ludzie w przedziale wiekowym od 15 do 50 lat! Więc są to zarówno ludzie młodzi, którzy dopiero poszukują swojej muzycznej niszy, jak i ci z ukształtowanym gustem, którzy wychowali się na „Beatlesach”, „Purplach” czy „Zeppelinach”. Proszę nie zrozumieć, że neguję działalność tych instytucji, sam słucham bardzo różnorodnej muzyki, również folka, pragnął bym jednak, aby były one bardziej otwarte nie tylko dla wybranych. Podam przykład krajów skandynawskich, gdzie dominują ekstremalne formy muzyki. Tam nawet obrazoburczy blackmetalowcy mogą liczyć na wsparcie instytucji kultury, ba, nawet na rządowe dotacje. Muzykom podaje się pomocną dłoń, bądź to w postaci udostępnienia sal na próby, sprzętu, studia nagrań czy wreszcie poprzez finansowe stypendia. Dzięki temu zespoły te znane są na całym świecie, są towarem eksportowym tych krajów. Nasze zespoły też mogłyby zapełniać stadiony publicznością, gdyby nie zamiatano ich pod dywan już na samym starcie.

A.M.: Jakie są warunki, które musi spełniać zespół żeby wziąć udział w koncertach przez Ciebie organizowanych.

P.G.: Nie mam sztywnego regulaminu, byłoby to zaprzeczeniem muzycznej wolności, którą wyznaję. Moi „niezależni” to zarówno zespoły młode jak i te z kilkuletnim doświadczeniem. Trudno jednak sobie wyobrazić, by organizować koncert zespołu, który odbył zaledwie trzy próby i gra przeróbki innych zespołów. Przede wszystkim muszą być to zespoły, które posiadają swój własny repertuar, w miarę stabilny skład, posiadają swój styl i które pracują nad swoim rozwojem . Liczy się szczery przekaz, ale też uczciwe i zaangażowane podejście do swej pasji. Tym, którzy próbują „gwiazdorzyć” zdecydowanie odmawiam, a zdarzają się i tacy. Przed pierwszym Finałem PSN zrezygnowałem ze współpracy z dwoma zespołami, o dziwo takimi, których muzykę wyjątkowo lubiłem, jednak okazali się osobami konfliktowymi i mocno roszczeniowymi, z pogardą odnosili się do pozostałych zespołów, uzurpując sobie najwyższe miejsca w harmonogramie występów. Takie akcje są zupełnie niepotrzebne i dosyć przykre dla mnie, tym bardziej, że i bez nich cały ten projekt jest trudny do zrealizowania, mocno stresujący, wymagający rozbijania murów niemocy, pokonywania przeszkód, które często są dziełem nieprzychylnych ludzi. Na szczęście są to jedynie niechlubne wyjątki, praca z większością zespołów to czysta przyjemność. Bacznie obserwuję to co dzieje się na przemyskiej scenie muzycznej, wiem że nakręcone sukcesem Przemyskiej Sceny Niezależnej, powstają nowe zespoły. Mam nadzieję, że wystarczy im wytrwałości, bym mógł wkrótce zaprezentować dokonania tych muzycznych, jeszcze nieodkrytych „diamentów”.

A.M.: Kto jest zaangażowany w organizację PSN? Bo mam nadzieje że nie musisz robić tego sam?

P.G.: Nadzieja matką… haha. Przemyska Scena Niezależna to już porządna, rozpoznawalna i silna marka. Wydawałoby się, że w to przedsięwzięcie zaangażowanych jest mnóstwo osób. Prawda jest jednak taka, że w większości robię wszystko sam. Poświęcam temu swój czas, życie prywatne, walczę o każdy grosz, który przeznaczam na organizację koncertów i honoraria dla zespołów, samemu nie pobierając żadnego wynagrodzenia. Wiele osób mnie pyta, w czym może mi pomóc, ale w praktyce wychodzi tak, że trudność im sprawia nawet rozwieszenie kilku plakatów na mieście. Mimo, że całość spoczywa na moich barkach byłbym jednak bardzo niewdzięczny nie wspominając tych, którzy udzielili mi mniejszego lub większego wsparcia na różnych etapach działalności. Był to np. Andrzej Juszczyk, dzięki któremu zawiązałem współpracę z PWSW, gdzie odbywały się pierwsze koncerty klubowe. Z nim też montowaliśmy pierwszą prowizoryczną scenę, zwożąc z całego miasta jakieś podesty, deski, skrzynki. Janusz Maik zaprojektował i wydrukował mi setki plakatów na koncerty. Stowarzyszenie „Młodość ze sztuką” ciągle włącza się w moje działania i wspiera dobrym słowem, redakcja „Naszego Przemyśla” udostępniła mi swoje łamy, gdzie przez kilka miesięcy prezentowałem swoje artykuły, wywiady, relacje z tego co dzieje się na Przemyskiej Scenie Niezależnej. Sławek Gierczak z TV Toya był obecny z kamerą na wszystkich moich koncertach, a Irek Janion z Solfernu Video nakręcił świetny reportaż z Finału. Wreszcie Urząd Miejski w Przemyślu – niespodziewanie obdarzono mnie dużym kredytem zaufania i umożliwiono zorganizowanie Finału PSN na przemyskim Rynku – mam nadzieję, że ta impreza wpisze się już na stałe w kalendarz imprez miejskich.

A.M.: Jakie są plany na przyszłość tego przedsięwzięcia? Czy będzie się ono jakoś rozwijało? Czy może jakieś nowe formy będą przedstawiane podczas imprez?

P.G.: Bogowie wszelkich religii śmieją się z planów śmiertelnych, gdy wypowiada się je głośno. Pozwolę sobie jednak trochę pomarzyć. Po przerwie wymuszonej brakiem odpowiedniego miejsca, chciałbym wznowić koncerty klubowe. Brakuje mi jednak odpowiedniego lokalu ze sceną i własnym nagłośnieniem, gdyż wypożyczanie sprzętu z zewnątrz jest bardzo drogie. Wpływy z biletów nie zawsze gwarantują pokrycie kosztów organizacji koncertu, gdy dodamy do tego koszty np. ochrony, honorarium dla artystów, druku plakatów i inne. Oczywiście chciałbym również w przyszłym roku zorganizować kolejny Finał PSN – mam nadzieję, że Miasto pozwoli mi znów „zawładnąć” przemyskim Rynkiem na ten jeden dzień. Gdybym miał więcej aktywnych i pomocnych osób przekształcił bym PSN w stowarzyszenie, co dało by większe możliwości pozyskiwania środków na coraz lepsze imprezy. Przede wszystkim nie składam broni i zamierzam kontynuować działalność, a kolejne pomysły wcielać w życie.

A.M.: Jak oceniasz poziom przemyskich zespołów? Kto według Ciebie zaprezentował się najlepiej przez te dwa lata?

P.G.: Mam oczywiście swoich faworytów, ale nie chciałbym wyróżniać tutaj kogoś specjalnie. Nie byłoby to uczciwe wobec pozostałych zespołów. Akurat wszystkie te zespoły, które prezentowałem pod szyldem PSN stoją na bardzo wysokim poziomie muzycznym i kompozycyjnym i śmiało mogą konkurować z bardziej znanymi i popularnymi kolegami po fachu, lecz pochodzących z większych miast.

A.M.: Jakbyś zachęcił młode zespoły do przyłączenia się do Przemyskiej Sceny Niezależnej?

P.G.: Zachętą powinny być dotychczasowe koncerty, wydarzenia i szum medialny jakie były efektem działań pod szyldem PSN oraz wszystkie te niezapomniane chwile i żywiołowa i wierna publiczność, której swoją pracą składam hołd wdzięczności za to, że jest.

A.M.: Scena Niezależna to oprócz koncertów również inne przedsięwzięcia: wywiady z zespołami, artykuły w prasie, konkursy, trasy koncertowe czy wreszcie management. Czy jest coś jeszcze z czym chciałbyś się zmierzyć pod szyldem "PSN"?

P.G.: Marzy mi się dwudniowy festiwal muzyczny z konkursowym przeglądem zespołów, np. w amfiteatrze na Zniesieniu, gdzie nieskrępowanie mogłyby grać zespoły od rana do nocy. Chciałbym też reaktywować „Folk’em All Festiwal”, który zorganizowałem w 2006 r., gdzie brzmiałaby nie „ludowizna” lecz np. celtycki, skandynawski czy słowiański folk z rockową duszą.

1 komentarz:

  1. Scena niezależna to zabawa dla każdego, uwielbiam występy taki artystów jak Przemek

    OdpowiedzUsuń